Wiewiórka
Samotnością oddychała wiewiórka
Ciężko biło serce
Pod nieunoszącą się klatką
A niebo było białe
Jak śnieg
Nawet w lato
Spała pod urwaną gałęzią
Starego dębu
Co to już dwie wojny przeżył
Często śniła
Że jej rudawy ogonek
Leży obok głaszcząc ją
Raz wiewiórkę goniła
Lawina żołędzi
Co za ironia
Raz chuda jak szkielet
Z ostrym ślinotokiem
Mierzyła ostatni orzeszek
Ale to już nie był sen
Nie tej nocy
Nie miewała koszmarów
Była wyczerpana
I drętwe ciało
Odmawiało posłuszeństwa
Bo samotność na całe życie
To jak trucizna
Którą wypijamy jednym haustem
Często na własne życzenie
Chcę
Przestać szukać tego czego nie ma
Powiedzieć nie otwierając ust
Rozumieć i być rozumianą
By obce znaczyło moje
A jesienny deszcz
Nie zniekształcał obrazu świata
***
Każdy mówi o każdym
Jak w ptasim terkocie
Jakby sam był wszechwiedzący
Choć swoją miarą mierzy
***
brać, albo nie brać
oto jest pytanie
od życia
wszystko
ono daje tylko tyle
ile jesteś w stanie unieść
od drugiego
tylko dobro
i miłość
***
Spowiedź
spojrzyj mi w oczy
w twarz z piasku
nie bój się
twój oddech jej nie rozsypie
każde ziarenko to przebaczenie